Wpadł mi dziś w oczy artykuł w Gazecie Wyborczej pt. „Jak rodzice kochają dziecko to się nie rozwodzą”. Taką traumatyczną naukę wyniosły dzieci z lekcji Wychowania Do Życia (w rodzinie) (WDŻ) w jednej ze szkół.
Artykuł traktuje o dwóch bardzo ważnych i trudnych kwestiach:
- o sytuacji dziecka w rozwodzie i o
- kompetencjach i kwalifikacjach nauczycieli prowadzących ten przedmiot, których rolą jest wychowanie (??????) naszych dzieci do życia w rodzinie .
Temat mnie zainteresował z jednej strony z uwagi na moją specjalizację zawodową, a z drugiej – z uwagi na moją córkę – gimnazjalistkę, która też taki przedmiot ma w szkole.
Rozpytałam więc córkę jak to jest u niej. A więc:
po pierwsze – u mojej córki ten przedmiot prowadzony jest przez osobę, która naucza również w tej szkole religii ,
po drugie – młodzież nie ma do tego przedmiotu żadnych podręczników. Nauczycielka mówi co chce. A więc co? Wolna amerykanka światopoglądowa?
Zdałam sobie sprawę, że w zasadzie nie mam żadnej kontroli nad tym, jakich treści doświadcza moje dziecko na tych lekcjach. Czy treści te są zgodne z moim systemem wartości? Zgodne z tym, co ja bym chciała jej przekazać o życiu?
Jak to jest u Twoich dzieciaków?
{ 6 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Też czytałam ten artykuł, zresztą z podobnych pobudek. Nie ulega wątpliwości, że tak być nie powinno. Rozwód może się przydarzyć każdemu, kto zawarł związek małżeński. Inne pary też są narażone są na rozstanie. Nie znaczy to, że rodzice nie kochają swoich dzieci. Nauczycielka, która raczyła podzielić się z dziećmi swoimi refleksjami o rozwodzie wykazała się po prostu głupotą i nieodpowiedzialnością. Statystycznie rzecz ujmując prawdopodobieństwo, że w klasie jest dziecko rozwiedzionych rodziców graniczyło z pewnością
Dziękuję Ci Agnieszko za komentarz.
Moja córka, na tym samym przedmiocie w gimnazjum, również nauczanym przez nauczycielkę religii, dowiedziała się, że dzieciom z domów, gdzie rodzice nie mają ślubu kościelnego, tylko WYDAJE się, że żyją w Rodzinie. Bez ślubu kościelnego nie ma Rodziny, poczucia bezpieczeństwa, zasad, niczego… Brak ślubu kościelnego oznacza, że jutro możesz nie mieć domu…
Wróciła oburzona, choć my akurat ślub kościelny mamy. Było jej żal kolegów i koleżanek postawionych w takiej sytuacji. A w klasie dzieci z pełnych rodzin niewiele, w ślub kościelny nie wnikając!
Dziękuję Pani Katarzyno za ten komentarz. Coraz bardziej dociera do mnie, że lekcje WDŻiR , to jednak wolna amerykanka. O ile lekcje religii prowadzonone powinny być w określonym duchu-i tu, my jako rodzice, wiemy na co wyrażamy zgodę, o tyle lekcje wychowania do życia w rodzinie powinny mieć swój oficjalny, niezależny od religii program – przygotowany w duchu szacunku, tolerancji i akceptacji różnych życiowych sytuacji. No i przedewszystkim nauczyciele – potrzeba tu osób doświadczonych, tolerancyjnych, co z niejednego pieca chleb jadły. Dlaczego prowadzenie tego przedmiotu powierzane jest akurat osobom prowadzącym lekcje religii? – nie mam pojęcia. Dodam jeszcze tylko, że u mojej córki, osoba prowadząca zarówno religię jak i WDŻwR jest całkiem młodziutka, bez niezbędnego doświadczenia życiowego.
Po pierwsze nauczycielce pomyliło się, bo zaczęła przedstawiać własny światopogląd na temat rozwodu, a takich subiektywnych wykładów na pewno należny unikać. Poza tym według mnie nie ma większej głupoty niż trwanie w związku bez miłości tylko dla dobra dzieci. Dzieci nie są głupie widza i czują co się dzieje między rodzicami i same się czują źle w takim układzie! To męczarnia dla całej rodziny. Czasem naprawdę najlepszym wyjściem jest kulturalne rozstanie się, rozmowa z dziećmi i ułożenie późniejszych stsunków tak, jak przystało na dojrzałych ludzi, którzy co jak co kiedyś się kochali.
Z dużym naciskiem na „kulturalne rozstanie” 🙂 z jak najmniejszymi stratami dla dzieci.